Snopek: Historia ruchu kibicowskiego Legii część ósma, czyli „CWKS” (1950-1956)

Autor Redakcja 3 (komentarze)

Witam po bardzo długiej przerwie. Tak jak pisałem w zajawce do peerelowskiej części mojego cyklu, różne zawirowania związane z Legią, które wystąpiły w wymienionym w tytule okresie, wymagają pewnego przybliżenia. Jeżeli ktoś czytał moje wcześniejsze teksty, od razu może przejść do części kibicowskiej, gdyż o piłkarzach nie napiszę niczego nowego. 

Stalinowskie zmiany w systemie polskich klubów sportowych

Pod koniec lat 40-tych przeprowadzono w polskim sporcie „reformę” na wzór sowiecki, która przyniosła niemalże rewolucyjne zmiany. Władza dała jasno do zrozumienia – jeśli dany klub chce nadal działać, musi znaleźć sobie przydział który obejmie go opieką i w ten sposób wszystkie kluby sportowe zostały zastąpione kołami sportowymi przy zakładach pracy. W związku z tym wzorem z ZSRR pozmieniano klubom nazwy, czego konsekwencje mamy po dzień dzisiejszy – kluby sportowe noszące nazwy zawodów. Głównym celem tych zmian, było jak się można domyśleć, upaństwowienie sportu. Legia miała o tyle łatwiej, że nie musiała niczego dla siebie wyszukiwać, gdyż resortowego patrona miała właściwie od początku swojego istnienia, mimo to przyjęcie wzorców sowieckich nastąpiło kilka miesięcy później, niż powszechnie się twierdzi. W wielu źródłach spotykamy się z informacją, iż miało to miejsce w listopadzie 1949, o czym jako pierwsza poinformowała księga wydana na 50-lecie warszawskiego klubu. Jak udało mi się ustalić nie jest to prawdziwa informacja, gdyż faktycznie uczynienie z Legii polskiego CSKA, nastąpiło dopiero w maju 1950, o czym informowała ówczesna prasa. Zastanawiające jest to,  w jakich okolicznościach autorzy jubileuszowej publikacji mogli podać tą informację w odniesieniu do 1949 roku.  Jednocześnie w omówieniu dziejów poszczególnych sekcji informowali, że miało to miejsce w roku 1950. Nie jest tajemnicą kwestia, że precyzja nie była mocną stroną autorów wspomnianej publikacji, co ilustruje choćby „dopisanie” naszemu klubowi kilku prezesów, których nigdy nie było. Ale to już zapewne miało swój określony cel. Ogólnie rzecz biorąc, Legia była jednym z ostatnich klubów, który wprowadził tą reformę w życie. Co ciekawe pierwszym stołecznym klubem, który zreorganizował się na wzór stalinowski, była Polonia o czym informował „Przegląd Sportowy” z 24 października 1949 r.

Wydawać by się mogło, że sport wojskowy w krajach bloku wschodniego  stanowczo się różnił się od kolejowego, górniczego czy milicyjnego, gdyż w jego ramach istniał jeden stołeczny klub centralny, z okręgowymi satelitami. Fakty są takie, że nie było to tak jedynie w w „pionie” wojskowym. Różnica polegała na tym, że w przypadku wojska wszystko było jasne, natomiast wśród innych „pionów” istnieli równi i równiejsi, nie różniący się pod względem nazwy w żaden sposób. Omawiając dzieje Wisły Kraków Andrzej Gowarzewski wskazał, iż klub ten szukając sobie przydziału, nie doszedł do porozumienia  z kolejnictwem, ponieważ nie była dla niego przewidziana rola wiodąca. Jak zauważa autor, rola polskiego odpowiednika Lokomotivu Moskwa, zgodnie z sowieckim pierwowzorem była przewidziana dla klubu stołecznego, czyli warszawskiej Polonii. Taki model nie przeszedł próby czasu i szybko został zliberalizowany (W Jugosławii Partizan nawet uniezależnił się od wojska),  łącznie z możliwością powrotu do tradycyjnego nazewnictwa. W przypadku wojska w 1957 zrównano w prawach wszystkie kluby wojskowe, z tego względu sytuacja byłych OWKS-ów znacznie się poprawiła, dzięki czemu i one swoje sukcesy odniosły. Jednak hierarchia i elitaryzm zostały zachowane w każdym z istniejących przydziałów.

Transformacja w Centralny Wojskowy Klub Sportowy oznaczała, że Legia została pozbawiona swojej tożsamości i tradycji aż na siedem lat. Sam klub podlegał jedynie MON-owi i miał status jednostki wojskowej, dzięki czemu zyskał przywilej powołania do wojska każdego zawodnika, który służbę wojskową miał nie odbytą. Jak wiadomo „przywilej” ten powodował złość wśród włodarzy i kibiców innych klubów sportowych. W wyniku czego CWKS miał wielu przeciwników zarówno w innych miastach, jak i w samej Warszawie, o czym informował w swej książce jeden z twórców przedwojennej Legii, Stanisław Mielech. Oczywiście nie była to tendencja stała.Drużyna CWKS zdobyła ogólną sympatię stolicy już znacznie wcześniej”– Stal Sosnowiec 1955. A także poza Warszawą, ludzie okazywali CWKS-owi sympatię: „Jeśli CWKS mógł zademonstrować grę, która – zwłaszcza w pierwszej godzinie – przyprawiała o zachwyt widzów, to lwia zasługa w tym Gwardii, która zupełnie nie istniała na boisku” – Wisła Kraków 1955 (wyjazd),  „Ręce same składały się do oklasków, gdy przy piłce był najlepszy zawodnik na boisku, mały czarodziej Brychczy. Z najwyższą satysfakcją śledziła 15-tysięczna widownia manewry z piłką tego utalentowanego gracza. Wysokiej klasy gra Brychczego w pewnym stopniu udobruchała widzów” – Polonia Bytom 1955 (wyjazd). Mecze rozgrywane w Warszawie przede wszystkim charakteryzowała bardzo wysoka frekwencja, szczególnie spotkania międzynarodowe gromadziły najwięcej widzów, które to potrafiły zgromadzić od 30 do nawet 50 tysięcy widzów: „Takiej ilości widzów [45 tys. wg. PS – przyp. Snopek ] jak na spotkaniu CWKS-Slovan dawno już nie gościł stadion W.P. Tegoroczny rekord publiczności z meczu lekkoatletycznego Polska-Francja został wysoko pobity” – Slovan Bratysława 1956. Oczywiście niebagatelny wpływ na to miał zapewne fakt, że CWKS korzystając ze swojego „przywileju”, skupił w swoich szeregach najlepszych zawodników, a kopacze i piękna gra była najlepszym sposobem na ściągnięcie na stadion licznej publiczności: „Już na długo przed południem ciągnął ulicą Łazienkowską długi wąż widzów. Entuzjaści piłkarstwa spodziewając się wielkiego meczu i zdetronizowania dotychczasowego przodownika tabeli, wypełnili go co najmniej trzy czwarte trybun stadionu CWKS. Sprzyjała aura i pogoda była prawdziwie wiosenna. Oby tylko – mówili idący na mecz kibice – równie ładna była gra ma boisku” – Lech Poznań 1956. Zastawiając wątki klubowe, całą uwagę poświecę teraz kibicom.

Antykomunistyczne wystąpienie

Po meczu z Partizanem w 1947, na stadionie WP szybko doszło do kolejnego zrywu przeciwko ówczesnej władzy. W 1951 drużyna Dynamo Tbilisi odbyła podróż po Polsce, rozgrywając kilka propagandowych meczów w ramach umocnienia przyjaźni polsko-radzieckiej. Po Unii Chorzów (tak nazywał się wtedy Ruch) i Górniku Zabrze, przyszedł czas na mecz z CWKS. Zainteresowanie wydarzeniem było ogromne, w prasie pojawiła się informacja, dotycząca podziału biletów. Komitet organizacyjny meczu zdecydował, że aby zdobyć bilet należy złożyć pisemne zapotrzebowanie: zakłady pracy i instytucje centralne do branżowych związków zawodowych, koła sportowe i kluby do rad okręgowych swoich zrzeszeń sportowych, szkoły do wydziału oświaty i do DOSZ, wyższe uczelnie do AZS, wojsko do CWKS. Na samym meczu był nadkomplet publiczności, nie mogło zabraknąć przedstawicieli władzy państwowej i ambasadora ZSRR. Fakt ten wykorzystali przeciwnicy tego systemu, by zademonstrować swój sprzeciw. Właściwie tyle tylko na ten temat wiadomo, gdyż brakuje dziś konkretnych informacji o tym wydarzeniu, nie wspominając o materiałach „z epoki”. Przykładowo w prasie na ten temat nie znajdziemy ani słowa, co oczywiście dziwić nie może. Wspomniał o tym po krótce Andrzej Gowarzewski w legijnej encyklopedii FUJI (jedynie w tej uaktualnionej z 2006, czego zabrakło w pierwszym wydaniu)  wskazując że o wydarzeniach tych można przeczytać w powieści Jerzego Putramenta „Pół Wieku” i „Polityce” z maja 1988, jednak jak sam pisze, typowa czerwona narracja została zachowana. Na szczęście dawno temu ktoś wrzucił na forum Legii notatkę MO, relacjonującą „chuligańskie wybryki” z tego spotkania:

Miłośnicy futbolu

Jak już wspomniałem, zarówno wtedy, jak i przed wojną lwią cześć widzów na meczach piłkarskich, stanowili wielbiciele dobrej kopaniny, którzy nie mieli jasno określonych sympatii klubowych. To, czy miło spędzali czas na stadionie, zależało całkowicie od tego czy mecz był ciekawy pod względem sportowym. Ówcześni dziennikarze poświęcali im sporo miejsca w swoich relacjach meczowych: „Już dawno publiczność warszawska nie miała 'okazji’ do nudzenia się, jaką stworzyli im obie drużyny w niedzielnym spotkaniu”- Wisła Kraków 1953. „Najwięcej niezadowolenia wywołało wśród widzów 'pudło’ Pohla, tuż po rozpoczęciu drugiej połowy” – Gwardia Warszawa 1956. „Zwolennicy piłki nożnej już dawno nie przeżywali tyle emocji, a zarazem rozczarowań jak podczas meczu UDA-CWKS” – Uda Praga 1953. „Ten okres gry przypadł do gustu widzom. Wojskowi podobali się bardziej, ponieważ strzelali przy każdej prawie okazji i przeważnie z daleka” (…) „Brawa otrzymał atak CWKS za piękną kombinację Gogolewski” Cechelik – Pohl II” –  Gwardia 1954. „CWKS wywalczył zwycięstwo w dobrym stylu. Okresami zwłaszcza w pierwszym kwadransie przed i po meczu, poziom spotkania zadowolił większość widzów” – Gwardia Bydgoszcz 1954. „W sumie mecz bardzo ciekawy, prowadzony w szybkim tempie, a ponieważ sytuacje zmieniały się co chwila, publiczność przeżywała sporą dozę emocji” – ŁKS 1954.

Na trybunach, podobnie jak przed wojną dyskutowano głośno, na temat tego co się dzieje na boisku: „Niemałe zdziwienie wywołał na trybunach brak kondycji w drużynie CWKS – będącej głównym powodem straty punktu w meczu, który wydawał się być przesądzony do gospodarzy” – Ruch 1953.  „Ktoś na trybunach zauważył, iż reprezentacyjny atak potęgi Węgier nie zmarnował tylu sytuacji strzałowych w roku, ile zmarnował ich napad CWKS w tym jednym meczu” – Uda Praga 1953. „Widzowie głowili się nad tym kto właściwie w okresie swoich 45 min. grał lepiej – Stal przed przerwą, czy CWKS w drugiej połowie? – Stal Sosnowiec 1955.  „Było więc 6:3 dla CWKS – a na widowni dało się słyszeć może będzie razem 10” – Odra Opole (PP) 1956. Piłkarzy którzy stanęli na wysokości zadania i spełnili oczekiwania futbolowym miłośników, oczywiście spotykała nagroda: „Bramkarz CWKS grał bezbłędnie, zbierając największe oklaski po kapitalnej obronie silnego strzału Poptucia z odległości 6 m.” – Odra Opole 1956. „Coraz rzadziej oglądamy na naszych boiskach bramki zdobyte głową i z głową. Dlatego też liczni widzowie niedzielnego meczu nie żałowali oklasków Breiterowi i Cieślikowi za to, że sprawili im taką niecodzienną przyjemność” – Ruch 1954. „Schodzącym z boiska zawodnikom obu drużyn towarzyszyły zasłużone oklaski? Odra Opole (PP) 1956. Zresztą nie tylko piłkarze, a nawet kluby: „W sobotę również sosnowiecka Stal [Stal Sosnowiec to ówczesna nazwa sosnowieckiego Zagłębia – przyp. Snopek] zdobyła bez reszty serca warszawskich zwolenników piłki nożnej. Wprawdzie bili brawa mocniej gdy w akcji był zawodnik drużyny miejscowej (bramka Brychczego wyzwoliła z 20 tysięcy gardeł potężną falę okrzyków radości), niemniej jednak kibic stolicy potrafił w pełni docenić grę przeciwnika, jego pomysłowość wdzięk i elegancje. Takich oklasków uznania, jak w sobotę Stal, nie otrzymała jeszcze żadna drużyna spoza Warszawy ” – Stal Sosnowiec 1955.

Wertując prasę z tego okresu, można zauważyć że istniała silna więź na linii zawodnicy-publiczność, postawa piłkarzy miała nieraz wpływ na zachowanie samej widowni, co działało też w drugą stronę: „Jest to błąd sędziego, ale zawodnikom na boisku nie wolno demonstrować swojego niezadowolenia, nie wolno gestykulować na oczach widowni, którą pobudza to tylko do wystąpień w postaci gwizdów i okrzyków” – Garbarnia 1951. „Bramkarz Gwardii zadowolony z efektów taktyki swej drużyny i niezdarności napastników CWKS grał zdecydowanie na czas. W zasadzie nie jest sprzeczne z przepisami trzymanie piłki w rękach. Szkoda tylko że Stefańczyk zachował się wtedy niezbyt sportowo, prowokując publiczność do nieprzyjemnych okrzyków” – Gwardia 1956 . „Parę zdań należy poświęcić Kowalowi. Po pierwsze dlatego, że w 50 min. ograł on bez trudu trzech przeciwników i strzelił silnie w poprzeczkę, po drugie, że po kilku nieudanych akcjach i związanych z tym docinkami kibiców, obraził się na widownię. Kowal przestał wówczas w ogóle grać. ” – Garbarnia Kraków 1956. Jak widać nawet w latach 50-tych, nie było mowy o kulturalnych stadionach, a ówczesna publiczność dzisiejszych oczekiwań zwyczajnie by nie spełniła: „Szkoda tylko, że część miłośników piłkarstwa, zapomniała o elementarnych zasadach sportowego zachowania. Rzucenie jabłek na boisko hańbi dobre imię warszawskiego kibica. Taki sposób demonstrowania niezadowolenia, nie powinien mieć u nas miejsca ” – Slovan Bratysława 1956.

Zwolennicy CWKS

„To co nam pokazał CWKS w meczu z Garbarnią, mogło doprowadzić do rozpaczy najbardziej przywiązanych do niego kibiców” – Garbarnia Kraków 1955. No właśnie jednych do rozpaczy doprowadzał kiepski mecz, a drugich kiepska gra drużyny której kibicują. Szkoda tylko że ci drudzy, byli wtedy w znacznej mniejszości. Co można napisać o zwolennikach CWKS? Przede wszystkim z prasy dowiadujemy się że nie było ich mało, co dziwić nie powinno szczególnie w połowie lat 50-tych: „Mamy nadzieje że zawodnicy obu drużyn dadzą z siebie wszystko, by w pamięci ich licznych zwolenników, wspomnienie godnego pięknego Pucharu Polski – finału” – Polonia 1952 „Liczni zwolennicy CWKS mieli do przerwy zawiedzione miny, a co zapalczywsi zdołali nawet posłać  kilka uszczypliwych uwag pod adresem Kempnego, Ciupy, Brychczego, Strzykalskiego oraz trenera zespołu Koncewicza(?) Po meczu zaś ci sami kibice już nie narzekali, bowiem w drugiej połowie spotkania wszystko poszło po ich myśli, tzn. CWKS zszedł z boiska jako zwycięzca. Prawie podobnie lecz w odwrotnej kolejności reagowali na mecz zwolennicy Górnika Zabrze. Ci byli najpierw zadowoleni, a po meczu narzekali „-  Górnik Zabrze 1956. Przy okazji omawiania zwolenników warto wspomnieć o ekscesie która miał miejsce w meczu z Gwardią Warszawa w 1954 roku. Po tym jak bramkarz CWKS ? Szymkowiak ? obronił strzał napastników Gwardii, jeden z nich podbiegł do niego i kopnął go gdy leżał z piłką na ziemi. Sytuacja ta spotkała się z reakcją na trybunach: „Oto grupka widzów nie panująca nad nerwami postanowiła osobiście dokonać wymiaru kary na Jaziowieckim. Doszło ostatecznie do gorszącego widowiska, wtargnięcia części publiczności i poturbowania kilku zawodników Gwardii. Miało to wszelkie cechy brutalnego rewanżu, również jak postępek Jaziowieckiego, chuligańskiego. Gdzie byli porządkowi, którzy umożliwiliby dokończenie meczu bez usuniętego zawodnika? Gdzie byli ci na których spoczywa obowiązek zabezpieczenia zejścia z boiska zawodników obydwu drużyn? Za awantury i bijatykę po meczu, za wrogą postawę chuliganów wobec niektórych zawodników Gwardii, odpowiedzialność ponoszą nie tylko oni sami, ale i organizatorzy.”  – Gwardia 1956.

Wiem że równie dobrze wyczyn ten można by zapisać na konto drugiej z grup (i na odwrót), gdyż jak już wielokrotnie pisałem, granica między jednymi i drugimi nie zawsze była przez dziennikarzy podkreślana. Jednak takie radykalne zachowanie i fakt że dostało się też innym zawodnikom przeciwnika, pasuje mi bardziej do zwolenników CWKS. Natomiast podoba mi się używanie przez pismaków takich zwrotów jak „część publiczności”, czy „niektórzy widzowie”, co lepiej oddaje rzeczywistość i brakuje we współczesnym dziennikarstwie. Jednak i ci mieli na stadionie WP swoje problemy: „Na koniec moja uwaga pod adresem gospodarzy stadionu. Był w ub. roku taki dobry zwyczaj, że dziennikarze mieli wydzielone na trybunach miejsce do pracy. Podobno są one i teraz, niestety – trudno się do nich dostać. Zajmują je przygodni kibice. Przydałaby się tu bardziej energiczna obstawa porządkowych. Sprawozdawca który siedzi  gdzieś z boku, może niejedno przeoczyć względnie widzieć jednostronny przebieg wydarzeń” – Odra Opole 1956. W latach 50-tych zwolennicy zaliczyli wyjazd na mecz decydujący o mistrzostwie w 1955 roku, a mianowicie do Sosnowca ze Stalą. W jubileuszowej księdze czytamy: „Zagorzali kibice Stali, a także i CWKS – z których wielu przybyło z Warszawy – spodziewali się wielkiej gry, stojącej na wysokim poziomie”, „Kibice sosnowieckiego zespołu wyczekiwali na decydującą o zwycięstwie bramkę swoich pupilów, podczas gdy kibice wojskowych z niepokojem spoglądali na wskazówki zegara, zbliżającej się dziwnie wolno do drugiej 45”. Jak można wywnioskować z ówczesnej prasy, Stal wtedy miała licznych i bardzo aktywnych kibiców, którzy jeździli do Sosnowca na mecze nawet z innych miast w Polsce. Można o tym przeczytać w artykule, który poświęcony jest w większości właśnie fanom Stali, dostępny tutaj. Jeżeli chodzi o gości którzy przybywali do Warszawy, to raz przybyli fani ŁKS-u: „Jedenastka Włókniarza zrobiła wielką przyjemność  swym tysiącom, którzy wraz z nią przybili do Warszawy pociągami popularnymi i samochodami” – ŁKS 1955

Zakończenie

I to byłoby na tyle. Więcej nie udało mi się znaleźć, ponieważ brakuje tytułów prasowych z tego okresu, przeprowadzających wnikliwe relacje z meczów, a jeśli się znajdą do dostęp do nich jest utrudniony. Choć na podstawie tylko jednej gazety, uważam że i tak dużo udało się znaleźć. Zdaję sobie sprawę z tego że do samego tematu kibiców, ten tekst praktycznie nic nie wnosi (no może poza informacją o wzroście poziomu chuligaństwa), celem jego powstania było jedynie przedstawienie tego okresu od strony kibicowskiej. Na samą rewolucję na trybunach było jeszcze za wcześnie, jednak pewne zmiany w tym kierunku opiszę już w następnej części, w której przeczytacie o powstaniu oficjalnego Klubu Kibica i kibicowskich wyjazdach przez klub organizowanych. A także o przywróceniu tożsamości i tradycyjnej nazwy klubowi, z naciskiem na to, kiedy dokładnie wydarzenie to miało miejsce i kto się do tego najbardziej przyczynił.

Wszystkie relacje prasowe pochodzą z „Przeglądu Sportowego” z lat 1950-1956.

3 ( komentarze )
paź 29, 2011
20:58
#1 Darek :

Super cykl artykułów!
Wielki szacunek dla autora!

P.S. wkradł się chyba błąd – to jest już część ósma!

paź 30, 2011
09:48
#2 Redakcja :

Faktycznie, poprawione.

Dzięki.

mar 4, 2013
20:39
#3 ags :

Będzie dalsza część? czy jest tylko nie mogę znaleźć?

Zostaw komentarz

Nazwa

E-mail

www

Poprzedni wpis
«
Nastepny wpis
»