Maciek: „Na ściernisku”, czyli relacja z Ruch – Legia
Są wyjazdy które pamięta się latami i są takie które po prostu trzeba zaliczyć, a później zapomnieć i nigdy do nich nie wracać. Bez wątpienia wtorkowy wyjazd na mecz Pucharu Polski do Chorzowa należy zakwalifikować do tej drugiej kategorii.
?Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina wszystko to dziś nie liczy już się??, takimi słowami zaczyna się jeden z naszych najnowszych hitów. Hitów który fajnie i łatwo się śpiewa, ale? Jak tu się urwać ze szkoły zaledwie jeden dzień po zakończeniu ferii? Jak tu się rozchorować, uśmiercić babcię, dziadka, kiedy tego typu wymówkę wykorzystało się już w miniony piątek – żeby właśnie urwać się z pracy? Co powiedzieć dziewczynie, rodzinie, że zamiast na zakupy, do kina, teatru, odwiedzin teściowej i innych tego typu atrakcji, akurat we wtorek koniecznie trzeba jechać do Chorzowa? Przez takie i inne dylematy przebrnęło blisko 500 legionistów, wspomaganych przez delegację fanów Zagłębia i wyruszyło na Śląsk, za drużyną ?której dawno oddało serca swe?.
Tym razem, jak to zazwyczaj ma miejsce przy okazji naszych wizyt na Śląsku, punktem ?zbiorczym? grupy wyjazdowej była sosnowiecka ?Patelnia?. Z przyjaznego nam miasta, w dalszą drogę wyruszyliśmy podmiejskim pociągiem, razem z innymi przypadkowymi mocno zdziwionymi pasażerami. Pod stadionem stawiliśmy się 1,5 godziny przed meczem.
Gdyby stworzyć kategorię w której kryterium miała by być najgorsza przepustowość bramek wejściowych, obiekt Ruchu byłby chyba niekwestionowanym liderem. Na chorzowskim stadionie, dla kibiców gości przeznaczone są tylko dwie bramki których pokonanie zawsze jest nie lada ciężkim i mozolnym zadaniem.
Tak jak w przypadku wcześniejszego wyjazdu do Krakowa, do wejścia wystarczył ?skan? źrenicy, tak tutaj, najpierw trzeba było odstać swoje w długiej kolejce, następnie odnaleźć się na ?liście obecności?, żeby w końcu stanąć prosto do pozowanego zdjęcia prezentując swój dowód osobisty.
Pucharowy pojedynek Legii z Ruchem wśród miejscowych nie wzbudził nawet średniego zainteresowania. Na trybunach zgromadziło się zaledwie 2 tys. kibiców, porozrzucanych po całym obiekcie. Tym samym atmosfera przypominała bardziej tą ze sparingów niż meczu o jakąś stawkę. Wystarczy nadmienić, że oflagowanie chorzowian ograniczyło się do dwóch płócien, a młyn został utworzony dopiero po tym jak prawie wszyscy fani ?niebieskich? przemieścili się w jedno miejsce.
Sam mecz z pewnością nie należał do porywających widowisk, niemniej nie usprawiedliwia to nas zego przeciętnego dopingu. Repertuar wokalny można nazwać legijno-zaczepnym (z mocniejszym naciskiem na zaczepnym).
Wyrównującą bramkę dla naszego zespołu uczciliśmy bardzo hucznie, co oczywiście nie spodobało się służbom mundurowym.
Więcej atrakcji (niestety zdecydowanie mniej pozytywnych), rozegrało się po meczu. Kiedy cała grupa kibiców przyjezdnych, na wskutek zatrzymania jednego z młodych fanów, solidarnie postanowiła nie opuszczać obiektu, prewencja ogłosiła (dosłownie), że wszyscy mają przemieścic się na pastwisko (grożąc użyciem przymusu bezpośredniego). Na szybko powstał nowy hit zaczerpnięty od braci Golców ?tu na razie jest pastwisko, ale będzie San Francisco?.
Nabuzowane chłopki z prewencji upust swoich kompleksów i agresji zaprezentowali w czasie naszego przemarszu na dworzec. Nie wiedzieć czemu w pewnym momencie mundurowi zaczęli bić idących kibiców. Oberwało się wielu ludziom, nie oszczędzono również kobiet i dzieci.
W tym miejscu zwracamy się do wszystkich kibiców którzy nagrali ten atak policji, do kontaktu z naszym serwisem bądź Stowarzyszeniem.
Takim niemiłym akcentem zakończył się kolejny wyjazd, który tak jak nadmieniliśmy wcześniej można sobie jedynie odznaczyć jako zaliczony, no ale ?tyle jeszcze jest meczów przed nami, tylu wrogów padnie u naszych stóp??
MACIEK
« Łukasz (D.L.): Against modern ultras Nastepny wpis
Serial „Fanatycy” – pierwsze trzy odcinki »
09:37
mundur niebieski,orzeł żelazny …..