Snopek: Historia ruchu kibicowskiego Legii część druga – ówcześni „andrzeje”
Najciekawsze zostawiam na później, dlatego zacznę od grupy miłośników sportowej rywalizacji. Grupę tą na Legię ściągała oczywiście nadzieja na zobaczenie wspaniałego widowiska sportowego, jeżeli drużyna była na czele w ligowej tabeli, niemalże pewne było to, że na mecz z nią przyjdzie wielu ludzi. Tak jak już wspomniałem w poprzedniej części, dla nich bardzo ważnymi czynnikami były: pogoda, pora meczu, a niekiedy nawet jego stawka: „Termometr zainteresowania końcowymi walkami o piłkarskie mistrzostwo Polski wykazuje w ostatniej fazie rozgrywek wielki wzrost temperatury. Boć przecież owe kilka tysięcy ludzi, które mimo deszczu wiszącego w powietrzu okoliły w niedziele zwartą masą boisko Legji nie sprowadziła nadzieia oglądana pięknej gry.(…)
Magnesem przyciągającym publiczność była więc stawka – waga gry i doniosłość jej wyniku dla każdego z rywali. A stawki te z obu stron były bardzo poważne: zwycięstwo dla Legji było równoznaczne z wspięciem się na jeszcze jeden szczebel stromej drabiny mistrzowskiej, klęska dla Pogoni oznaczała pogrążenia czterokrotnego ex-mistrza Polski na samym dnie tabeli pod kłębowiskiem 12-tu innych klubów.” – relacja PS z meczu z Pogonią Lwów z 1929 roku. Poza tym bardzo silnym magnesem dla nich byli rywale zza granicy: „Publiczność, spragniona zagranicznych zespołów w stolicy, nie miała niestety pełnej satysfakcji. Goście, bowiem nie pokazali nic ponad przeciętność.” (mecz z Fulgerul z Rumunii z 1927). Toteż dziennikarze często oceniali czy publiczność się zawiodła czy też nie: „Ostatni mecz w sezonie. Od zawodów takich powinna wiać melancholja jesieni i smętek rzeczy, która się kończy.
Tymczasem było wręcz przeciwnie. Wyjątkowo ciepły dzień listopadowy ściągnął na stadjon Legji wcale pokaźną liczbę widzów, którzy z pewnością swej ekskursji tym razem nie żałowali.” (mecz z ŁKS-em z 1932 roku) „Pubczliność piłkarska ma nosa. Przeszło 6.000 warszawiaków przeczuło, że niedzielna walka Legji z Wisłą będzie godna oglądania, to też stadjon Legji wypełnił się niemal po brzegi” (mecz z Wisłą z 1931 roku) – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”.
[Zdjęcie z wyżej wymienionego meczu. „Przegląd Sportowy”]
Podobna sytuacja miała miejsce na innych stadionach. Z publicystyki Mielecha na łamach „Stadjonu” wynika, że w okresie świetności Legia była magnesem dla publiczności, także w innych polskich miastach. W wyniku tego nie zawsze byli to kibice Legii, co w obecnych czasach wydaje się wręcz nie do pomyślenia. W „Przeglądzie Sportowym”czytamy: „Zresztą na chwałę publiczności stołecznej, musimy zaznaczyć, również że jest ona zawsze po stronie drużyny bardziej ambitnej, grającej fair, bitniejszej – słowem lepszej w najobszerniejszem słowa tego znaczeniu”. Co ciekawe ta „bezstronna” widownia wznosiła także okrzyki, w relacji z meczu z mającą wielu ówcześnie zwolenników Varsovią czytamy: „Pierwsza połowa bez rezultatu, jednak publiczność – o dziwo – jest za Legią: 'Legia puchar!’ [był to mecz w ramach towarzyskiego turnieju o Puchar Towarzystwa Eugenicznego w 1926 roku, który Legia wygrała – przyp. Snopek] rozbrzmiewa co chwila”. Małą odznakę czynnego kibicowania niweluje jednak fakt, iż że swoich wizyt na stadionie niekiedy żałowali: „Publiczności w liczbie 2 tysięcy opuszczającej trybuny, nie mogło to zadowolić. Szkoda że nie wyszliśmy po pierwszej połowie, słyszało się wszędzie” (mecz derbowy z Polonią z 1931 roku). Warto dodać także, że jako „publiczność warszawska” (jak to nazwano ich w prasie) byli oni bywalcami meczów wszystkich trzech warszawskich drużyn ligowych. Reasumując pikniki w trochę gorszym wydaniu, niż obecnie, którym w mojej ocenie nie warto poświęcać więcej uwagi.
[Fotografia ze „Stadjonu”?]
Snopek
CDN
« Halowy Puchar Fanów 2011 – podsumowanie Nastepny wpis
Pawełek: Koroniarze w Sto(L)icy cz. 4 »