Snopek: Historia ruchu kibicowskiego Legii część pierwsza – wołyńskie początki
Analizując przedwojenne mecze Legii od strony trybun i widowni, postawiłem głównie na relacje prasowe, gdyż jest to najlepsze i właściwie jedyne źródło niezbędne do wyczerpania tematu. Nie było łatwo, ponieważ całą swoją uwagę dziennikarze poświęcali wydarzeniom boiskowym, o widzach pisano jedynie sporadycznie przy okazji, co wymagało wydobycia „trybunowych” treści spośród dokładnego z niekiedy nawet bardzo dokładnego przebiegu opisu gry. Dlatego mój tekst będzie w dużej mierze „zlepkiem” różnych dziennikarskich artykułów. Nie zawsze jednak dziennikarze do końca rozwijali swoją myśl, bądź w pełni wyjaśniali, o co chodzi, przez co będą tu także moje przypuszczenia i próby rozwiązania zagadki. W cyklu zamieściłem kilka fotek, niektóre nie są najlepszej jakości, gdyż pochodzą z „Przeglądu Sportowego” będącego kserokopią, natomiast te lepszej jakości pochodzące ze „Stadjonu” są sprzed 1930 roku, czyli zostały zrobione zanim wybudowano stadion. Poza tym trybuny zawsze są na drugim planie, ustępując pierwszego kopaczom, samych trybun nikt ówcześnie nie miał w zwyczaju fotografować. Jak już wspomniałem w zapowiedzi, w moich tekstach znajdziecie fakty, które Was zaskoczą, będą zupełnie niezrozumiałe oraz takie, które bardzo dobrze znacie ze współczesnych realiów. Życzę miłej lektury : )
Początki
Na początku można zadać pytanie, kiedy tak naprawdę na Legii pojawili się pierwsi kibice, to znaczy ludzie, dla których klub nie był obojętny, interesowały ich jego codzienne poczynania i sprawy bieżące. Okazuje się, że własnych zaczątków nie znajdziemy wśród publiczności pierwszych meczów po powstaniu ligi z prawdziwego zdarzenia, czy pierwszych spotkań po przeprowadzce do Warszawy. Otóż należy ich szukać w okresie, kiedy zakładano klub. Proces powstawania Legii najlepiej opisał jej współzałożyciel i pomysłodawca nazwy – Stanisław Mielech. W książce „Sportowe sprawy i sprawki”, której jest autorem czytamy: „W kwietniu 1916 r. w budynku sztabówki zebrali się wszyscy piłkarze i ich kibice na 'walnym zgromadzeniu’, którego celem było założenie klubu”. Z tekstu jasno wynika, że kibice zdefiniowani przeze mnie kilka zdań wcześniej mieli swój czynny udział przy zakładaniu klubu, ale również w późniejszej jego organizacji. W księdze pamiątkowej wydanej z okazji 50-lecia klubu czytamy: „Zaopatrzenie w sprzęt sportowy nie natrafiało na większe trudności. Z pomocą przyszli sympatycy i kibice. Cenne usługi przy zdobywaniu i przechowywaniu oraz przewożeniu sprzętu oddawali sympatycy: sierż. Cebula-Konecki, Mieczysław Piekarczyk i Zygmunt Piekarski. Do wyekwipowania piłkarzy przyczyniła się także ofiarność społeczeństwa i rodzin piłkarzy. (…) Wspólnym wysiłkiem zawodników Legii i ich sympatyków zbudowano boisko sportowe (…) Tak oto przy wspólnym wysiłku zawodników, kibiców i sympatyków powstała drużyna sportowa Legia, która w przyszłości odegra tak dużą rolę w rozwoju sportu w Wojsku Polskim.” Ciekawe wydaje się oddzielenie sympatyków i kibiców, w miejscu, w którym, są wymienione nazwiska trzech sympatyków przy jednym z nich zauważamy stopień, najprawdopodobniej więc w grono sympatyków wpisano ludzi związanych z legionami, w przeciwieństwie do grupy zwanej kibicami.
[Stanisław Mielech – portret z ekspozycji Muzeum Legii]
Legia z okresu „legionowego” grająca w lasach miała swoją publikę, i co najlepsze, nie była wobec niej obojętna. Wracając do publikacji „Sportowe sprawy i sprawki”: „Realizując nasze zamiary rozejrzeliśmy się za boiskiem. Znaleźliśmy w pobliżu kwater polanę, której wymiary odpowiadały wymiarom boiska. Zniwelowaliśmy jej nawierzchnię, zbudowanie bramek i ławek dla wygody publiczności, bo i o niej pamiętaliśmy nie nastręczało nam trudności”. W okresie pobytu nad Styrem Legii „legionowej”, zapisał się w historii jeden incydent: „Raz zdarzyło się, że w czasie meczu nadleciał nieprzyjacielski lotnik. Sędzia mecz przerwał, publiczność przezornie skoczyła do lasu, ale lotnik po kilku okrążeniach boiska odleciał nie rzucając bomb”. Metoda wypełnienia wyżej wymienionych ławek ludźmi była dosyć prosta, bardzo skuteczna także we współczesnych realiach. „O meczach w Legionowie [nie chodzi tu o podwarszawską miejscowość – przyp. Snopek] zawiadamiano 'publiczność’ barwnymi afiszami i malowanymi przez klubowych malarzy Stojka i Czermańskiego, zaś nasze 'druki’ z kompanii łączności nadawały do pułków na froncie komunikaty, że ?\’dziś będzie grał Poznański’. To wystarczało, by zapełnić trybuny. Magnes nazwiska Poznańskiego działał nieodparcie”. Wówczas Legia przyciągała widzów praktycznie wszędzie, także po przeprowadzce i zakotwiczeniu w Warszawie – jak wspomniał Mielech miała to być stała siedziba klubu ? pierwszy mecz Polonią rozegrany 29 kwietnia 1917 r. na boisku Agrykoli ściągnął bardzo wielu warszawiaków, chcących zobaczyć na własne oczy drużynę żołnierzy Legionów Polskich.
Bywalcy stadionów w okresie II RP
Po odzyskaniu niepodległości rozpoczęto proces budowy sportu narodowego, którym starano się zainteresować obywateli, dając im możliwość śledzenia poczynań sportowych ?na żywo?. Jeżeli chodzi o piłkę nożną i mecze ligowe to nie jest prawdą, iż gromadziły one wówczas wielotysięczną widownię – tak było w Polsce powojennej – przeciętny mecz ligowy oglądało średnio 2, 3 tys. widzów, frekwencje określane na 6-8 tys. uważane były za wysokie, wszystko zależało oczywiście od rangi spotkania, stawki meczu, a nawet pogody. Najwięcej widzów u siebie ściągała Cracovia oraz chorzowski Ruch. W prasie przedwojennej dziennikarze wyróżniali dwie grupy ludzi, którzy odwiedzali piłkarskie stadiony: pierwszą z nich byli ludzie, którzy odzwierciedlają dzisiejsze rozumienie kibica piłkarskiego, a mianowicie jak to pisano w prasie: „zwolennicy”, „klubowcy”, bądź po prostu „kibice”, ludzie na stale przywiązani do określonego klubu sportowego: „Czynniki wymienione stwarzają tło walki, która w rozgorzałych wyobraźniach zapaleńców obu klubów przybiera kształty i znaczenie zmagań na śmierć i życie, w których stawką jest nie tylko sława, ale nawet istnienie klubu.” Drugą grupą byli zwykli ludzie zainteresowani sportowym wydarzeniem, nie mający stałych sympatii klubowych. Tymczasem bezstronny obiektywny widz ów prawdziwy miłośnik piłki nożnej, który na mecz patrzy przez pryzmat piękna i wartości sportowej walki, na całe te kunsztowne dekorację klubowców nie zwraca bynajmniej uwagi. W rezultacie – mecz ma taki czy inny przebieg i wynik, w lożach na trybunach i galerji żołądkuje się kilku podchmielonych panów, ze dwudziestu młodzików i parę rozhisteryzowanych panienek, a większość widzów w zależności od przebiegu gry bawi się gorzej lub lepiej” – fragment artykułu z „PS”.
Snopek
CDN
« TOP30 choreografii Legii Warszawa Nastepny wpis
Drugi trening wokalny przed wiosną – foto »
19:45
No to teraz z kawa można oczekiwać prawdziwych historyków :) co to wiedzą lepiej.