Pawełek: Koroniarze w Sto(L)icy cz. 3
Niżej trzecia część „Opowieści z dawnych lat”. Przypominamy o dosadnym języku Autora – osobom wrażliwym sugerujemy odpuszczenie tej lektury.
___________________________
Część 3
___________________________
W miarę powiększania się sterty butelek i puszek – Marta tak kombinowała, żeby znaleźć się jak najbliżej Popiela. Z Ogonem wymienialiśmy porozumiewawcze spojrzenia, z cichca kręcąc bekę… Miała dziewucha niekłamaną słabochę do różnej maści przystojniaczków, a jakby nie było – Popiel był troszkę taki nieco z żurnala wycięty. Po kolejnym piwku w oczkach Martusi pojawił się – znany dobrze niektórym – błysk zwiastujący początek rui… Pierwsze dyskretne ruchy właśnie zostały wykonane… i nagle bach! Na ziemię spod kurteczki Popiela wyleciał pistolecik.
Ogon – jakby anioła zobaczył: – kolcik nasz kurwa kochany! Ile miechów ja go w grabie nie miałem…
„M” lekko wyrwany z alkoholowego letargu, nie za bardzo rozkminia sytuację – „Odjebało ci kurwa, mówi… Giwerę taszczysz ze sobą jak my tu zgodę robimy”
Mirozja leży ze śmiechu… „Zaraz ma tu wjechać Widzew” – jajcuje… – Może się przydać…
– Jaki Widzew, kurwa ? „M” już wyraźnie zmęczony… „A ty, Ogon co tak się jarasz tą spluwaczką”
Ogon patrzy na mnie – No co ty, Pawełek ? nie opowiadałeś im akcji Starzyka?!
– No nie… Mówię
– Ja pierdolę, panowie… – Ogon wyraźnie nabiera życia… – A cóż to był za motyw…!
Kurwa… siedzimy sobie z Pawełkiem na Strefie tam za tą górką. Męczymy kratkę małego Faxa, ale jakoś zimno się zrobiło, więc poszliśmy do mnie… Mieliśmy wrzucić jakąś szamę – dzwoni telefon. To Starzyk szuka Pawełka, żeby mu oddał Ładę. Najebani już troszkę byliśmy, ale Plac Unii niedaleko – zawiezie się furę. I tak mieliśmy ją oddać wczoraj… No chuj, dojechaliśmy, brzęczymy domofonem ? cisza…
Nie no, nawijaj im to koleżko, bo mnie gardło boli…
Na samo wspomnienie już telepały mną brechty… Jak to miałem w zwyczaju przed poważnym zadaniem, wziąłem solidny łyk ? i pociągnąłem bajerkę…
– Taaak… ale po kolei… W drodze zatrzymaliśmy się wcześniej na Puławskiej pod Michaelem Badre, gdzie kupiliśmy tuzin Adelscotów (takie piwo z whisky, którym zapijaliśmy się oporowo) i tak uzbrojeni stanęliśmy w bramie przy Chocimskiej przed tym domofonem… Klikamy w guziczek – nic. Idziemy w podwórko – w oknach zajarane: co jest? No dobra – chwyciłem specjalistycznie drzwiczki za klameczkę i … przepisowym szarpnięciem wyjebałem zamek. Włazimy po schodach na górę – jakaś muzyka… O! Drzwi chawiry Starzyka uchylone ? no ładnie -klimacik ala ?07 zgłoś się?…
Nieśmiało wchodzimy – widzimy ślady jakiejś orgii. Na podłodze skotłowany materacyk z kocem, różowe gacie jakiejś dziwki, na stole dwie puste butle po gorzale…
Idziemy do drugiego pokoju – jest Starzyk. Zawinięty w kołderkę – śpi jak zabity. Obok wyra ledwo napoczęty łyskaczyk… Ok.’a… norma…
Ogon go szarpie ? E… mistrzuniu, jesteśmy…
Starzyk otworzył nic zdawało się nie widzące oczy ” Co jest, co jest ??”
– No jak ?co jest?… Bryke ci przywieźliśmy…
– Brykę? Jaką brykę?
– Twoją, kurwa… Ładę… Dzwoniłeś godzinę temu…
– Jaaaa???
Zdziwienie Starzyka tak mnie rozbroiło, że aż usiadłem rażony bólem przepony.
Ten tak uniósł się, podparł na łokciu – ” Hmmm, a gdzie jest Jola?”
– Jaka Jola, człowieku?
– No Jola… już wiem, potrzebowałem furę, bo chciałem ją zabrać do Remontu…
Ogon doznał załamki: ” Durniu, do Remontu masz dziesięć minut spacerkiem ? a jak nie – to nie mogłeś jej, kurwa, zawieźć taryfą ??”
– Nooo… chyba mogłem…
Patrzę – Starzyk jakoś szybko wraca do realu. Chłopina zafrasował się nieco… „To jak poszła w pizdu, to ja zapraszam Was! Idziemy!”
W tym momencie coś mnie tknęło, żeby może z nim nie iść, ale chęć spontanicznego baletu przeważyła. Starzyk wziął szybką kąpiel, wypachnił się jakimiś „pewexami”,wyjął z szuflady giwerę – i zakrzyknął – Jadziem!
Oczywiście, a jak inaczej – podjechaliśmy furką. Zaparkowałem na Polnej – i wbijamy się do środka. Starzyk miał tam jakieś swoje ścieżki , więc bramke pokonaliśmy gratis. Potem rozpoczął swoje polowanko na dupy, a ja z Ogonem przebiliśmy się do baru. Kto bywał wtedy w Remoncie – wie, że klimat tam był niekserowalny. Nocny klubik na w pół podrzędny – studentki, bananowcy, waluciarze, złodziejachy i w chuj szemranej młodzieży plus śniadocerzy obcokrajowcy.
Musiało być jeszcze wcześnie, bo załapaliśmy się na końcówę „Warszawskiego”. Siedzimy, łoimy… Leci czwarty obrót flaszeczkami – zaczyna już „być dobrze”.
Ogon przyciął jakichś araboli… „Patrz, kurwa, jakie brudasy – pogadamy z nimi…”
No jak nie… Podbijamy do nich jak akurat zajmowali miejsce w sąsiednim barku. Ja we flyersiku – postanawiam zagrać film „na skina”. Biorę typa za ramię – i coś tam, że Legia Warszawa, White Power – i pytam skąd są – po angielsku. A ci, jeden przez drugiego, bardzo łamaną polszczyzną, że są studentami z Algierii i że się napijemy – oni stawiają. Myk – i już mieliśmy nalaną szklanę łyskacza. No to po bombie – jeb!
Jak te patafiany zobaczyły jak się u nas pije whisky – zaniemówili. Ogon na to do nich – Tu mam w Rivierze kolegę… Na ostatnim piętrze… Wiecie, obrotny jest, może dziewczynki jakieś, teges??? Macie kaskę? Śniedziakom oczy się zapaliły ? Tak tak, yes yes… dżjewtrzynki… Super…! Patrzę na Ogona, kurwa, co on świruje – ale ok.’a – gramy dalej.
Szukam po sali Starzyka… Jest. Siedzi z dwoma wynegliżowanymi gówniarami i już jednej majdruje łapą przy kolanie. Podchodzę – E, Starzyk, gubimy się na trochę z Ogonem, ale wrócimy. „Dobra dobra” – Starzyk już na półodbiorze – „Weźcie ode mnie tylko to, bo już najebany jestem i mogę przekombinować…”
Po tych słowach wyjął centralnie zza paska kolta – i na oczach wszystkich mi go podał. Wziąłem giwerę bez słowa i zaraz oddałem Ogonowi. Ten schował ją za parkanik i mrugnął do mnie ? Bardzo dobrze. Przyda się jak nic, he he! Wyłazimy z tymi Arabami, i zaraz wbijamy się do Riviery. Szatniarka coś strzela z nosa, ale Ogon ją pacyfikuje i kitramy się do windy. Ruszamy na piętnaste piętro…
Coś tam gadamy, wtem „myk” tuż przed metą Ogon zatrzymuje windziore między piętrami – Algieria, kurwa, Kadafii?! A wy kurwy terroryści jebani! Dawać szmal bandyci ? I… chwytając mocno za szyję – przykłada przerażonemu kolorowi spluwkę do skroni. Odruchowo sięgnąłem do kieszeni szczęk sprężynowca, robie drugiemu to co Ogon, kosa przy szyi – i jadę: – Słyszeliście co kolega powiedział? Kasa!
– Ja nic nie mam… nic nie mam ? Ten mój na to.
Śniedziaki przeszli na arabski, czy jakiś tam – w każdym razie ichniejszy. Za moment ten zniewolony przez Ogona sięga za pazuchę i wyciąga portfel. Wziąłem, kazaliśmy im być cichutko i wyszliśmy z windeczki za pomocą awaryjnego otwierania drzwi.
Oczywiście jak ostatni kretyni – wróciliśmy na dół do kanjpy… Przeglądamy zdobycz: ponad sto dolców, sporo złotówek, jakieś wizytówki…
– Kurwa, Ogon, co myśmy zrobili, ja przepraszam…
– No nie wiem – tak jakoś wyszło… Ale dobrze się zesrali, nie ?
– O ja pierdole…
Nie zdążyliśmy nawet dobrze mord zanurzyć w świeżo zamówionych drinach – lecą kutasy z bramkarzem. Akurat na sali powstał jakiś kocioł, więc dopadł mnie samotnie ten co wyskoczył z kaski. Pociągnąłem go do siebie i błyskawicznie wcisnąłem do grabi ten portfel. ” Masz tu, kurwa wszystko. Nic nie zginęło…” Leci ten drugi – z łapami. Uchyliłem się, złapałem za te czarne włoski – i jego nosek zgrzytnął mi na kolanie. Biegnie bramka, patrzę – Ogona już niosą. ? Spokój! Spokój kurwa! Sam wyjdę! – Drę się do nich. – Zjazd! Ale już! Pcha mnie w stronę wyjścia taki wielki bamber… I tą scenę zobaczył Starzyk…
„Co jest?! Zaraz! Zostaw go! To moi ludzie!”
Stoimy z Ogonem na zewnątrz. Za chwilę na bramce w Remoncie jakieś zamieszanie… Niedowierzam – wywalają Starzyka – a ten jak jakieś rozjuszone zwierze: – Kuuurrrwaaa, kuuuurrrwaaa!!! Mnie?! Wojna!!! Bramkarze zamknęli wejście na klucz i stoją przy szybie. Starzyk rzuca się w stronę Ogona, wyrywa mu zza spodni giwerkę – podbiega do tych drzwi wejściowych z poprzyklejanym od wewnątrz mordami bramkarzy ? przytyka lufę do szyby i… trrrach!…
Na szybie powstał taki grafitowy okrąg o średnicy z pięćdziesięciu centymetrów… Drzwiczki się uchyliły i bramka otwiera ogień z pistolecików, które przy naszej giwerze wydają z siebie takie słabiutkie, śmieszniutkie: pach, pach… Starzyk stoi niewzruszony w kłębach dymu, przeciera usta zewnętrzną strona dłoni ? wsadza im nogę między te drzwi i… jeb jeb jeb… wypierdala w nich cały bębenek… Bramka padła… Zrobiło się naprawdę gorąco. „Do wozu! Zrywamy się!” – krzyczę. Ogon jakoś ogarnął Starzyka i lecimy w stronę Łady. Wtem wybiega za nami potężny ochroniarz, który jakoś ocalał… Pamiętam taki kadr: ten tur leci, Ogon robi jakiś zwód i podstawia mu nogę, a ja w mgnieniu oka – ładuję mu w ryj dechą, która sterczała z kosza na śmieci – jak próbował się podnieść… Już nie wstał. Cała akcja mogła trwać trzy sekundy…
– Kurwa, dobre dobre… – Przerwał mój monolog „M”. Otwórz sobie piwo chłopaku! Ja pierdole! Lepsze klimaty jak u nas na Herbach!
Sięgnąłem po browca, Martusia już leciała z Popielem w ślimaka…
– No i co…? I co było dalej…? – „”? wykazuje gotowość do wysłuchania dalszej części nawijki…
– Ooo, panie… – uśmiechnąłem się – Jeszcze się działo…
17:38
Wolalem pierwsza i druga czesc w tej mi trochce brakuje watku o koroniarzach i o Legii. Poza tym ze Popiel wpada w slimaka z Martucha nic wiecej sie nie dowiadujemy o czasach „terazniejszych”
12:20
Spoko, Panowie. to powieść w odcinkach jeszcze sobie poczytacie.
17:42
beda dalsze czesci?
17:51
Ostatnia – ale niezupełnie… – przed chwilą się ukazała :)
« Aukcja grupy ZWL Nastepny wpis
Zasady na Żylecie – oflagowanie »
14:04
dobre ale za krotkie !!!!!!!!!