Cygan: „Legia na kompanii za komuny”
Wspomnienia Pawełka zrobiły furorę wśród Czytelników Ż.info. Niżej prezentujemy pierwszą część wspomnień Cygana. System się zmienił, więc realia zupełnie inne. Ostatnio nawet został zniesiony pobór do wojska. Pozostała Legia Warszawa. Czytelników wrażliwych na dosadny język autora namawiamy do odpuszczenia sobie tej lektury.
Redakcja.
__________
…,komuna w morde jebana, po kilku perypetiach z 'Popisem’ na Szwedzkiej (miała być Łódź kuuurwa, znowu! Ale tym razem klasycznie – podwodna) skończyło się w Ostrowie Wlkp. Młodszy specjalista czołgowy T-55.
Od początku standartowo: skąd? – stąd… a… przejebaaane! Krawaciarze macie cieplutko! W sumie na 80 chłopa chyba tylko nas dwóch było, może jeszcze ktoś z mazowieckiego, przynajmniej tych co się przyznali.
Misiek z Gocławia często stawał za mną, choć raczej chciał odjebać swoje i mieć z głowy (jakieś problemy miał z dupą i chatę mu obrobili to starał się o przepustki by dopilnować tego co w domu zostawił). Później przenieśli go do innego plutonu, może i dobrze bo przeze mnie same kłopoty. Ale jeśli chodzi o kibicowanie to w dzień odwiedzin robiło się biało-niebiesko i trochę niebiesko-biało-czerwono, lecz na kompanii – choć ich wzrok zabijał – nigdy złego słowa na Legię nie usłyszałem, mimo wyraźnej niechęci. Raczej charakternie się zachowywali, taki jakiś dystans był i ogólnie jakieś takie milczki byli.
Robili swoje bez emocji i żadnych ekscesów nie odnotowałem (może poza tym jak zginął granat i przez tydzień przejebane mieli, nikt nie chciał się przyznać). Z raz tylko się złapałem z miejscowym o szybę. Miał kupić szkło i wstawić, sam się zaoferował, wziął kasę i „niemiec” jak to oni. Gdzieś tam byłem, wracam a chłopaki mówią, że on powiedział: w chuju to ma i nie wstawi! Lecę do niego i zaczyna się łapanie za bary: dawaj kasę! On ? nic, i kiedy kwestią sekund było kto pierwszy zajebie drugiemu w łeb rozdzielili nas jego ziomkowie, czekam w kiblu ? rzuciłem się i wracając zajrzałem do swojej sali. Patrzę, szyba wstawiona! Wyjaśniając potem sobie tą sytuację na koniec przybiliśmy piątkę i nie wchodziliśmy sobie już w drogę – ja im a oni mnie: pat.
Jakaś taka mentalność, która mi nie podchodziła i nie za bardzo ją rozumiałem, tak się ułożyło, że nasza egzystencja na kompanii znalazła sobie bezkonfliktową przestrzeń do realizacji własnych celów .
Ale za to hanysy to już się uparły, że mnie złamią. Z tymi ciężko było i tu chyba była prawdziwa nienawiść. Wróg klasyczny, za chuja tej gwary zrozumieć nie można, to i żadnych szans na dialog.
Nie znosili, że tak powiem warszawskości samej w sobie i w wielu przypadkach nie miało znaczenia komu się kibicuje. No ale wracając do tej szyby to było tak, że którejś nocy gdy mieli już dość, mnie wtedy nikt nie ruszył, a pluton miał zwyczajnie po piździe – śmiałem się w nos kapralom, ale chłopaki przez nich podpuszczeni chcieli kocówę zrobić, zwyczajnie mi wpierdolić. Sala, dwudziestu dwóch na piętrowych kojach, ja przy samym oknie, no i poszedł szybki prosty w szybę, szkło w łapę i dawać kurwy – drę się na nich! Nie wiem czy by do tragedii nie doszło, bo bardzo już zdesperowane chłopstwo murem stanęło… lecz równie zawzięcie stanęło między nami dwóch chłopaków z Lublina. Tak, że zablokowali przejście i po przepychance chamy odpuścili.
Pierwszy lubliniak deklarował się jako kibic Motoru, z nim było o czym gadać. Drugi taki lokalny patriota zawsze uświadamiał mnie jaki to Lublin piękny, najbardziej polski, jak to język najbardziej poprawny i takie tam. Lubiliśmy się, dziękuję powinienem powiedzieć, ale gwoli prawdy największe porozumienie miałem z chłopakiem z Gdańska, choć nie przepadał za piłką, jego pasją był żużel, bardzo lubiłem słuchać o tych klimatach, szczególnie opowieści jak na noże szło – kolegów z Lechii oczywiste miał.
W sumie to wszystko zaczęło się od mojego notorycznego obnoszenia się z Legią. Choć podtekst wolności, polityki, był w moich czynach… To jednak ze zwykłego opornika stałem się świrem po wymalowaniu eLki na zielonym dresie. Właściwie też po uporze z jakim nie chciałem tegoż dresu wyprać podpisałem deklarację buntu i przybiłem temat bezapelacyjnie. Zaczęła się wojna podjazdowa, straszenie, krzyki i Bóg wie co. Jak już zwątpili to zwyczajnie chuje muje, dzikie węże, mi go zajebali. Niby we wojsku nic nie ginie, tylko zmienia właściciela lecz dresu już nie odzyskałem.
Wtenczas siedziałem już samotnie na kompanii, gdyż nie brali mnie nigdzie bo ryzyko duże, że narobię poruty. Hanysowo na wykładach, ja zamknięty w sali, znudzony już robieniem tych krzyżyków z pieniążków, żyletką ciętych, więc zabrałem się do roboty…. Co się działo jak kompania wróciła i zaczęli oglądać swoje bluzy od dresów! A tu dresik z eLką! W ten miły dla oka czas, nie do opisania jest, jaki ich amok ogarnął, a starych to już w ogóle nie do opisania i opowiedzenia. Cały wieczór prali w łazience te bluzy, potem wpadli w jakąś stagnację i nawet słowem się nie odezwali, jakby próbowali mnie całkowicie zignorować. Wtenczas zatrzymał się … czas, czułem ich poddaństwo – miłe to było.
Przyjebać jakoś większość zazwyczaj normalnie się bała. Bała się nie wiem, ancla, mojej reakcji ,czy ogólnie systemu w tej syfiastej sytuacji. Systemu, który obligatoryjnie zapisywał do ZSMP i apodyktycznie kazał przysięgać na przyjaźń z CCCP, tego wszechobecnego wtedy systemu budzącego strach w głowach ale jakże łaskawego dla fałszywych jednostek będących idealnym materiałem dla umocnienia tej hipokryzji.
Dziennik TV oglądany na falach długich i krótkich, oczywiście w chwili wiadomości sportowych wypad wszyscy ze świetlicy, nie zapomnę tych błagań chłopów o jeszcze minutkę propagandy, dotarło wtedy do mnie autentycznie jak to jest robić ludziom wodę z mózgu, gdy po iluś tam dniach zaczynali łykać wszystko jak małpa kit. Tak, małymi kroczkami, kształtowało się środowisko „słusznych idei”, trwało wychowanie obrońców naszych granic, lecz na sztandarze brak było Boga, Honor jakiś czerwony a Ojczyzna ułomna w porównaniu do wspaniałego i kwitnącego „kraju rad”.
Jakże prawdziwy to był „syf” i jakże prawdziwa niemoc ogarniała wielu, jakże wielu win i krzywd szukali oni tam gdzie ludzie sobie jakoś radzili, buntowali się i żyli tam wśród „onych”… Hanysów to chyba przerastało… Nieważne, wiele można mieć przemyśleń pytając się siebie dziś: dlaczego? Siedząc na Dynamie obok jakiś szeregowy? Przecież każdy mógł być wtedy na jego miejscu, przecież to zwykli Polacy, czasami się współczuło… Przekonałem się o tym później na ucieczce z wojska gdy ludzie współczuli, wódką poczęstowali, podawali rękę chowając przed WSW…. bo przecież to niczemu niewinny zwykły szeregowy.
Wolność kochałem i 720 ddc mi się nie uśmiechało, ciągłe straszenie nie budziło we mnie lęków, żołnierz przed przysięgą – nie uświadomiony, cóż mogli, ano w mym przypadku niewiele. Wizyty na innych kompaniach, bełkot hanysów, branie w kółeczko i nieudolne próby wpierdolu potęgowały tylko to, że w ciąż śpiewałem Centralny, Wojskowy… Kochany… Co w zaistniałej sytuacji nieco przewrotne było, ogólnie jakaś paranoja mnie otaczała.
U dowódcy dość częste wizyty, po odmowie wzięcia na stan AK-47 i stwierdzeniu, że nie będę przysięgał na przyjaźń ze związkiem radzieckim, ta rota to nie dla mnie… Zaczęły się wizyty u dowódcy całej jednostki, prawie codzienne u oficera politycznego, nie dawali rady to jakiś oficer wywiadu ze stolicy przybył i tak trepy parę razy niezłe przesłuchanie sobie urządzili, takie co to w filmach się ogląda, a zapisał chyba ze dwie kartki bzdur, zanim się zorientował, że bredzę o tych ruchach pacyfistycznych (ten oficer to tak naprawdę miał inny priorytet, bo szpiega fotografa wtedy w jednostce złapali) – eech, przesłuchanie prawdziwe było, nie z filmu :(
Po kolejnej jakiejś obrazoburczej manifestacji i deklaracji, że kryminał też dla ludzi tak się porobiło, że cała kompania na rejonach, a ja sobie z szefem mecz Lecha w pucharze oglądałem. Miałem się świetlicą zająć i rybkami he, he. A i o Legii do bólu nuciłem, już nic i nikt mnie nie tykał, postanowili i niby obiecali, że przeniosą gdzieś bliżej.
Cygan
CDN
21:29
Tego brakuje wielu młodym ludziom Polska to Polska a nie jakiś faktor czy inne tv i radiowe debilizmy.
20:58
Szacunek
« 1916 uśmiechów i nie tylko: a my swoje :) Nastepny wpis
SKLW: Zapisy na finał PP Legia – Lech »
21:12
Pelne zawodostwo