Maciek: Dawne zgody Legii Warszawa
Witam wszystkich! Po paru latach „na banicji” (czyt. rozłąki z legijnym pisaniem), właśnie niniejszym mówię „dzień dobry, cześć i czołem!”
Większość z Was wie skąd się wziąłem, dlatego tyle w temacie autoprezentacji. Na dobry początek zaczynamy od tekstu który dawno, dawno temu ukazał się (do czego nieskromnie mówiąc przyczyniłem się osobiście) w ukochanej śp. „’Naszej Legii”. Mam nadzieję, że tekst, zarówno dla tych którzy mieli okazję się z nim zapoznać wcześniej, jak i tych którzy widzą go pierwszy raz w życiu, będzie ciekawym materiałem. To nasza historia, wbrew spojrzeniu przez pryzmat dzisiejszych czasów, układów, to historia ruchu kibicowskiego Legii, a historię trzeba szanować, nawet jeżeli dzisiaj wydaje się być abstrakcją. Tym samym, kończąc rozbudowane wywody zapraszam do lektury.
Dawne przyjaźnie
O przytoczenie anegdotek związanych z dawnymi zgodami poprosiliśmy tych którzy, je pamiętają. Tych z Warszawy i tych, którzy przyjaźnili się z Legią bądź nawet przyjaźnią się do dziś.
Śląsk Wrocław
Chyba najstarszą, dziś już nie istniejącą zgodą Legii była ta ze Śląskiem Wrocław. Jak doszło do jej zawiązania?
„Podczas meczu Legii ze Śląskiem w 1973 roku na Łazienkowskiej, na trybunach doszło do ?wymiany uprzejmości? pomiędzy legionistami, a siedzącymi nieopodal „Żylety” kibicami z Wrocławia” – wspomina jeden ze starszych kibiców Legii. „Po meczu w okolicach stadionu chłopaki z 'Żylety’ zaatakowali Śląsk. Pomimo przewagi liczebnej legionistów wrocławianie nie strefili, tylko byli gotowi do walki. Doszło do małej szamotaniny. Szanując ich za to, że nie uciekli, 'Paragon’ (odtwórca głównej roli w serialu 'Do przerwy 0:1′) – jeden z wiodących wówczas na 'Żylecie’ legionistów – krzyknął 'basta’ i przerwał nierówną walkę. Policzył wrocławian i odliczył tylu samo chłopaków z Legii, zrobiono zrzutkę i zabrano Śląsk na tył kościoła św. Anny. Tam obydwie już równe grupy wyjaśniły sobie wiele spornych kwestii, bez rękoczynów, spożywając przy tym jabole” – opowiada fan Legii.
Po powrocie do Wrocławia kibice Śląska opowiedzieli o tym swoim kumplom i tak powstał „blat”, który z drobnymi przerwami trwał ładnych parę lat.
Pierwszego maja 1976 roku w Warszawie rozgrywany był finał Pucharu Polski pomiędzy Śląskiem Wrocław, a Stalą Mielec. „Ciężko powiedzieć ilu nas wtedy było, zajęliśmy całą 'Żyletę’ i jeszcze dwa sektory obok. W każdym razie było nas tylu, że ludzie zamiast wziąć się za łby woleli napić się alpagi. Ja nie znałem nikogo z Legii, z prostej przyczyny, to był mój pierwszy wyjazd w życiu” – tak początki przyjaźni wspomina kibic Śląska, Roman Zieliński. Nie od razu zaczęła się zgoda, w takim znaczeniu jak rozumie się to obecnie.
„Teraz termin zgoda oznacza coś innego niż wtedy, są częstsze spotkania, kontakty. Wtedy to było takie bardziej werbalne, jeździło się tylko i wyłącznie w związku ze swoimi własnymi meczami. Właśnie podczas jednego z takich spotkań, bodajże w 1978 roku poznałem 'Sitka’ i 'Bosmana’ – mówi jeden z najbardziej znanych kibiców Śląska. Sztama jednak nie przetrwała zbyt długo. „Szczerze mówiąc nie do końca wiem dlaczego” – mówi Roman. „Co prawda w tamtym czasie zacząłem odgrywać już zupełnie inną rolę na meczach. Z naszej strony na pewno wiele, żeby powrócić do niezbyt przychylnego podejścia do Legii, zrobili bracia Mazury. Generalnie były jakieś wzajemne pretensje i żale na różnych meczach. Skończyło się w 1981 roku. 13 maja graliśmy mecz w Pucharze Polski w Warszawie. Dało się wtedy odczuć, że są już między grupami podziały” – kończy kibic Śląska.
Lechia Gdańsk
Prawie w tym samym czasie ociepliło się także na linii Warszawa – Gdańsk. „W latach 70. mieliśmy w klubie kibica księgę wpisów” – wspomina „Goebels”, kibic Lechii Gdańsk. „Pamiętam wpis chłopaków z Legii z wyrazami szacunku dla „braci z Gdańska”. Mocne słowa, ale tak to było. To były lata 1977-78. Początek zgody miał miejsce nieco wcześniej. Wszystko zaczęło się w 1976 roku. W Wielką Sobotę Lechia grała w Warszawie z Polonią, ale nie na Konwiktorskiej, tylko na Marymoncie. Około półtoratysięczna grupa kibiców z Gdańska dojechawszy na miejsce ujrzała sporą liczbę kibiców Legii. Szykowali się już na ostrą wymianę zdań, a zamiast tego? znaleźli z napotkanymi warszawiakami wspólny język. Tak zaczęła się zgoda Legii z Lechią. „Były to czasy, w których nie istniały takie pojęcia, jak kosa czy zgoda w ich dzisiejszym rozumieniu” – tłumaczy lechista Wojtuś. „Po prostu do Warszawy pojechała dość spora wataha gdańszczan i nastąpiły pierwsze kontakty z legionistami. Pogaduchy, papierosy, piwo… To był pierwszy krok”.
Jeszcze w tym samym roku, jesienią, Arka grała w Warszawie z Legią. Mecz odbywał się w sobotę, a dzień później, również w Warszawie, Lechia grała z Ursusem. Kibice Lechii pojechali do stolicy dzień wcześniej, tym samym pociągiem, co Arka. „To był niezły widok!” – śmieje się „Goebels”. „Połowa pociągu do Warsa biało-zielona, a w drugiej śledzie. Nie muszę dodawać, co działo się w Warsie…”. W trakcie samego meczu kibice Lechii siedzieli wraz z legionistami na „Żylecie”, zaś zwycięstwo (2:1) należało do Legii. W tych czasach w ciągu wakacji połowa kibiców Legii siedziała w Gdańsku, ja z kolei jeździłem do Warszawy do „Czaszki”, „Hiszpana” – kontynuuje „Goebels”. „Stosunki Legii z Pogonią uległy w pewien czas ochłodzeniu, a poszło właśnie o naszą zgodę. Z drugiej strony my mieliśmy zgody z Legią i Śląskiem naraz, istniał nawet niepisany pakt o nieagresji między tymi dwoma klubami. Wkrótce jednak nasze stosunki zaczęły się psuć. Nie chodzi nawet o nas, starszych, bo ja do dziś wspaniale wspominam tamte czasy i mam do Legii sentyment i szacunek”.
Pierwsze zgrzyty nastąpiły w roku 1979, kiedy do Gdańska na ćwierćfinał Pucharu Polski przyjechała Wisła Kraków, będąca z Lechią w dobrych stosunkach. Na ten mecz udali się także legioniści, którym z Wisłą nie było po drodze. Doszło do spięć na linii Warszawa – Gdańsk. Z kolei Lechia miała wielokrotne przejścia z Pogonią Szczecin, które zresztą nasiliły się w kolejnych miesiącach. „Wyraźnie dało się odczuć negatywny stosunek gdańszczan do legionistów opowiadających się za 'opcją szczecińską – wspomina legionista „Kajtek”. „Pół roku później zgoda ostatecznie przestała istnieć. Byłem przy tym gdy to się stało, choć dla mnie zawsze jest zgoda. Wtedy jechaliśmy z Warszawy na Arkę. W tamtych czasach był zwyczaj, że jak Legia grała w Trójmieście, to wcześniej do Warszawy przyjeżdżali koledzy z Gdańska i jechali z nami spowrotem. Konflikt rozbił się o kibiców ze Szczecina. Na ten wyjazd jechało z Warszawy więcej zwolenników Pogoni i jak przyszło do określenia się z kim my, legioniści, wolimy trzymać, to wyszło że z Pogonią. Chłopaki z Gdańska postąpili bardzo elegancko. Powiedzieli, że ostatni raz jesteśmy w Gdańsku bez awantury z ich strony. Pamiętam, że 'Czacha’ z Żoliborza popłakał się jak dziecko. Ja też się nigdy z tym nie pogodziłem. Teraz nawet nie mam szalika Legii, mimo, że Legia jest dla mnie najważniejsza. Zimą chodzę w szaliku Lechii”.
Nie ustały jednak kontakty niektórych, „W 1984 roku, po wejściu Lechii do ekstraklasy, dochodzi do jej meczów z Legią. Cały stadion bluzga na Legię, ale… najbardziej znani kibice Legii siedzą w sektorach Lechii i melanżują do tego stopnia, że zostają w Gdańsku na parę dni!” – opowiada Jurek z Gdańska.
[kibice Lechii przed meczem z Legią w Warszawie, 23.05.1985]
„Tak to wtedy dziwnie było” – dodaje „Goebels”. „Długo po rozpadzie zgody jeździłem do Warszawy jak do siebie, zaś będąc u siebie także starałem się ugościc ziomków z Legii. Do dziś mam do was duży sentyment i szacunek”.
Wisła Kraków
Dla niektórych, zwłaszcza młodszych kibiców Legii, zaskoczeniem może być informacja, że mieliśmy kiedyś zgodę z Wisłą Kraków. Ale jest to informacja jak najbardziej prawdziwa.
„Pamiętam, jak jeździliśmy do Warszawy, kąpaliśmy się w Wiśle pod Mostem Poniatowskiego. To było około 20 lat temu” – mówi Mariusz, kibic Wisły. „Kiedyś z powodu mgły odwołany został mecz Wisła – Górnik. Podjęliśmy szybką decyzję i sporą ekipą ruszyliśmy na spotkanie Zagłębie – Legia. Milicja obstawiająca mecz była porządnie zaskoczona, jednak weszliśmy na stadion. Połowę meczu siedzieliśmy wśród kibiców Zagłębia, zaś drugą połowę z legionistami”. Jednak nie wszyscy kibice Wisły byli zadowoleni ze zgody z Legią. Około 20 procentom wiślaków ten stan rzeczy nie pasował. Wśród nich był znany kibic, „West Ham”, który wielokrotnie wyrażał brak aprobaty dla Legii. „Potrafił coś tam burczeć po pijanemu, ale zawsze był przez nas tonowany. Jednak w połowie lat 80. zgoda upadła. Była taka historia przed meczem w Krakowie, w przejściu podziemnym. Nie wiem, o co poszło, ale w wyniku jakiegoś nieporozumienia między kibicami, 'Muzyk’ z Legii stracił zęby. Tak zakończyła się nasza przyjaźń” – wspomina Mariusz.
Tu, co do dat występują pewne rozbieżności, bo legioniści pamiętają to nieco inaczej. W połowie lat 70. fani z Wisły siadali obok „Żylety”. Nie dochodziło wtedy do rękoczynów, były jedynie takie słowne przekomarzania. Zgoda została zerwana 15 sierpnia 1979 roku. Podczas pobytu kibiców Legii w Krakowie, grupa wiślaków zaprosiła na biesiadę lidera kibiców Legii, śp. Andrzeja „Muzyka”. Nieświadomy podstępu krakusów ?Muzyk? przystał na zaproszenie. Po uprzednim poczęstowaniu go alkoholem, został pobity. Kiedy zbroczony krwią, z wybitymi zębami wrócił na sektor Legii, wśród kibiców zawrzało. Doszło do ogólnej bijatyki i zgoda przeszła do historii.
Ruch Chorzów
Na kanwie zgody Wisły z Ruchem, w 1975 roku rozpoczęła się zgoda legionistów z kibicami z Chorzowa. To zdumiewające, patrząc z perspektywy dzisiejszych realiów, przymierze zakończyło się 16 listopada 1978 roku. Poprzedziło to takie oto zdarzenie. Ulicami Chorzowa szło dwóch rozweselonych kibiców Legii – „Szkielet” i „Muzyk”. „Na swojej drodze napotkali jakiegoś kibica Ruchu” – opowiada jeden ze starszych legionistów. „Na pytanie 'Muzyka’ za kim jest, chorzowianin zgodnie z prawdą odparł, że za Ruchem. Nie była to zadowalająca legionistów odpowiedź, wobec czego 'Muzyk’ wypłacił mu 'blachę’. Zrobiło się zamieszanie, ni stąd, ni zowąd zjawiła się milicja. Stróże prawa, czując od 'Muzyka’ woń czegoś mocniejszego, zabrali go na izbę. Drugi uczestnik tej eskapady Mirek 'Szkielet’, po uprzednim zaliczeniu kilku 'lolek’ udał się na stadion. Traf chciał, że w chwili gdy kierował się na trybuny, został rozpoznany przez zaczepionego wcześniej kibica, który nie omieszkał poinformować o zdarzeniu reszty swoich kumpli. Wokół 'Szkieleta’ zrobiło się gorąco. Żądni zemsty kibice Ruchu zamierzali wyrównać porachunki. Na szczęście dla niego w tej samej chwili na stadion weszła ekipa kibiców Legii, która momentalnie stanęła w jego obronie”. Zrobiła się niezła zadyma, oznaczająca kres zgody Legii z Ruchem Chorzów.
Radomiak, Motor, MU
W połowie lat 80. kibice Legii mieli też krótkotrwałe zgody z Radomiakiem i Motorem. Te pakty, jak mówią starsi kibice, polegały głównie na wspomaganiu fanów z Radomia i Lublina na ich meczach z Gwardią Warszawa, i nie wytrzymały próby czasu. Legioniści przez pewien czas mieli też dobre stosunki z fanami Manchesteru United. Wszystko zaczęło się od wizyty MU w Polsce przy okazji meczu z Widzewem. Na meczach Legii czasem wisiała flaga „Czerwonych Diabłów”, kibice z Manchesteru zostali przyjaźnie przyjęci na półfinałowym meczu PZP w 1991 roku, a siedem lat później legioniści licznie wsparli United na meczu eliminacji Ligi Mistrzów z ŁKS-em. Mimo tego, układ z MU trudno uznać za zgodę w klasycznym rozumieniu tego słowa.
MACIEK
22:54
A ja uważam że zgoda Lechii z Legią powinna być dalej
21:18
Ta, zgoda z radomiaiem
LEGIA WARSZAWA BORUSSIA DORTMUND 14.09.2016
08:26
Do dzisiaj lubię i Śląsk i Lechię, wiele razy bywałem w Gdańsku otwarcie mówiąc w knajpach że jestem z Legii. Większość gdańszczan była przyjaźnie nastawiona.
« Serce fanatyka – Sitek dla Żyleta.info Nastepny wpis
Foxx: 1994 na łamach fan-zinów »
06:12
radomiak zawsze szanowal i bedzie szanowal legie